Sobota dla wielu uczestników akcji
„Jerozolima 2012” zaczęła się bardzo wcześnie, ponieważ był
to dzień powrotu do domu ks. Przemka i Łukasza. Z tej przyczyny o
3.00 atmosfera w domu była niezwykle ożywiona, gdyż połowa
męskiej części naszej ekipy była ze wzruszeniem żegnana przez
dzielne, aczkolwiek dosyć zaspane niewiasty :).
Następnie nieoceniona siostra
Szczepana w towarzystwie Jany odwiozła powracających misjonarzy na
lotnisko w Tel Avivie, z którego po pełnych chwilach napięcia przy
kontroli odlecieli do Warszawy.
Po wyjeździe Księdza i Łukasza
zrobiliśmy z radości uroczysty obiad.
Tylko żartowałem. Uroczysty obiad
był, ale jego powód był zupełnie inny. Zacznę jednak od początku
.
Pozostała część grupy zgromadziła
się na śniadaniu o godzinie 8.00. Pierwszy wspólny posiłek bez
radosnego nawoływania naszego Pasterza (jak to było w zwyczaju
codziennego życia naszej wspólnoty) był inny i dało się odczuć,
że już wszyscy tęsknią. Później dowiedzieliśmy się od siostry
Szczepany, że dzisiaj będziemy mieli gości specjalnych – rycerzy
i dlatego obiad musi być na jak najwyższym poziomie. Po tej
zaskakującej informacji nie mogliśmy zrobić nic innego, jak tylko
ruszyć do pracy. Część grupy zajmowała się gruntownym
sprzątaniem domu, przede wszystkim uszykowaniem jadalni dla rycerzy.
Tutaj główną rolę spełniały s. Szczepana i Kasia (aczkolwiek ja
też pomogłem).
Moim głównym zadaniem stały się
jednak kuchenne rewolucje, w których wspierała mnie Ola a później
także Iwona. Roboty w kuchni było sporo, ponieważ obiad miał być
high class i do tego na dwa dni, ponieważ jutro mamy małe tournée
po Jerozolimie. Tak więc bardzo się przejęliśmy naszym zadaniem i
jak szaleni rozpoczęliśmy tłuc kotlety oraz przyrządzać inne
smakowitości.
Inni też się nie obijali. Marysia
miała za zadanie tworzenie nowych ulotek, informatorów, obrazków o
Domu Pokoju i wielu innych rzeczy tego typu, co wymaga dużej
kreatywności a przede wszystkim cierpliwości.
Pozostał jeszcze Jaro z Gunią i Janą.
Tradycyjnie udali się do pracy na zewnątrz, gdzie cały czas
czekało na nich jeszcze dokończenie prac w dziwnym kantorku
odkrytym przez nas niedawno. Było to kolejne składowisko rupieci,
które w swym zagraceniu nie ustępowało wcale garażowi. Czym jest
jednak jakaś mała dziupla przy tak zdeterminowanej brygadzie
remontowo-dywersyjnej?
Efekty widać gołym okiem :).
Nadszedł czas na obiad. Miał być
uroczysty tak więc s. Szczepana zaproponowała abyśmy również
ubrali się odpowiednio. Dziewczynom nie trzeba był powtarzać tego
dwa razy :D .
Nasze AKMowe niewiasty zjawiły się
wymalowane i wypachnione w najlepszych sukienkach (co prawda
niewyprasowanych, bo Łukasz wyjechał, ale i tak zrobiły ogromne
wrażenie). Stały w progu jak księżniczki oczekujące na rycerzy.
Ich widok oszołomił nawet Siostrę Przełożoną.
W tym momencie warto wytłumaczyć,
kim są owi rycerze. Nie jest to żaden Zawisza Czarny ani Król
Artur. Przyjechali do nas panowie z Miechowa, którzy są Braćmi Krzyżowymi Pańskiego Grobu Jerozolimskiego i działają na rzecz propagowania kultu Grobu Bożego w Polsce a także są dobrodziejami wspierającymi Dom Pokoju. Obiad
spędziliśmy bardzo miło, nawet pomimo faktu iż księżniczki nie
doczekały się swoich herosów ;).
Siesta szybko minęła i trzeba było
powrócić do pracy. Moja rewolucja kuchenna wymknęła się spod
kontroli i praktycznie cały czas do kolacji smażyłem przygotowane
wcześniej kotlety. W sumie tego dnia zrobiliśmy ich ok. 90.
Trudno
jednak było je policzyć, ponieważ niektórzy notorycznie je
podjadali.
Ola i Iwonka dołączyły do grupy
Jarka i kończyły pracę na zewnątrz.
Praca z upływem czasu staje się
jednak coraz cięższa, gdyż pod wpływem zmęczenia wszystkim
zaczyna udzielać się (i tak krążący przez cały dzień) stan
głupawki. Jesteśmy na niego niezwykle podatni.
Ola wpadła na pomysł jak szybko
wzrosnąć w świętości. Wykonała skomplikowaną instalację,
która miała być aureolą. Dla mnie jednak to bardziej jakaś
antena i Ola chodziła przed garażem jako ludzki satelita :).
Podczas gdy walczyliśmy z kotletami,
gwoźdźmi i stanem ogłupienia, reszta naszej grupy została zabrana
przez s. Szczepanę nad Morze Martwe.
Marysia i Kasia wraz z Anią i Ala'
odpoczywały opalając się i pluskając się w słonej wodzie ( a
jak! Należało im się :) )Widoki miały naprawdę czarujące.
Podczas gdy grupa plażowa odpoczywała,
klasa robotnicza zjadła kolację o godzinie 18.20 i wyruszyła do
Ściany Płaczu i później tradycyjnie do Bazyliki Grobu Pańskiego.
Jana chciała być ortodoksyjna :) |
To nasze kolejne zderzenie z tak
odmienną rzeczywistością Jerozolimy. Zmierzając do Ściany Płaczu
słyszymy wystrzał z armaty. Oznaczać to może tylko jedno –
koniec kolejnego dnia Ramadanu. Można iść się najeść po całym
dniu poszczenia ku chwale Allacha. Gdy docieramy na miejsce stykamy
się z rzeszą Żydów. Przecież dzisiaj jest szabat! Widzimy jak
stoją w swych osobliwych strojach, kapeluszach, pejsach, futrzanych
czapach. Jak gorliwie się modlą, wręcz wykrzykują wersety Tory.
Stoją i wpatrują się ze wzruszeniem w to co pozostało po ich
Świątyni, bez której ich kult nie ma żadnego sensu. Czekają na
przyjście Mesjasza, który przecież został przez nich odrzucony.
Patrząc na nich można jedynie stanąć tak jak inni przy Ścianie i
modlić się, by w końcu ich religia przestała być płaczem nad tym co przeminęło bezpowrotnie i na nowo odżyła przez wiarę w Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.
Odchodzimy spod Ściany i udajemy się
do Bazyliki Grobu Bożego, gdzie możemy podziękować Jezusowi za
dar wiary, która pozwala nam wzrastać i kroczyć w prawdzie. To
niesamowite, że możemy codziennie przychodzić i na Golgocie
ofiarować cały dzień, który minął, wszystkie nasze radości i
smutki. Dookoła nas przechodzi wielu ludzi, którzy tak jak my
wierzą w Zmartwychwstałego, lecz są od nas oddzieleni przez różne
schizmy. Prawosławni, Ormianie, Koptowie i my. Tutaj jednak tak
mocno nie czuje się podziałów, bo gromadzimy się razem, czego
symbolem jest osiem lamp palących się nad miejscem złożenia
Jezusa. Lampy te oznaczają wspólnoty, dla których to miejsce jest
niezwykle ważne. Są one dla mnie widzialnym znakiem jedności
pomimo podziałów i wskazują na głęboki sens ekumenizmu, jako
drogi, której pragnie sam Chrystus.
Czas wracać na Górę Oliwną.
Towarzyszy nam chór głosów, które z rozsianych po Jeruzalem
minaretów z dramatyzmem, lecz i pewnym pięknem nawołują
muzułmanów z całego miasta. W odpowiedzi na ich poruszające
wezwania dostrzegamy setki rodzin arabskich, które przez bramy
pragną dostać się do miasta, gdzie w nocy będą się modlić i
posilać. Idąc razem dostrzegamy rozbłyskujące w ciemności
kurtyny światełek rozwieszane co roku na Ramadan. Czujemy się trochę jakby było Boże Narodzenie. Takie wrażenie trwa jednak
chwilę, trzeba bowiem wzmożyć czujność, by nie odpłynąć wraz
z napierającym tłumem.
W końcu docieramy do domu. Przed nami
jeszcze rozmowa on-line z ks. Przemkiem, podzielenie się wrażeniami,
wzajemne pozdrowienia.
Każdy kto był na doświadczeniu w
Domu Pokoju wie, że pisanie bloga nie jest łatwe, tym bardziej, że
zazwyczaj kończy się swój wpis w bardzo późnych godzinach.
Pozdrawiam zatem na koniec wszystkich czytających naszego bloga,
nasze rodziny i znajomych.
Wrzucam na koniec zdjęcie Jeruzalem nocą,
które pomimo późnej godziny nie śpi, tak jak ja i tętni życiem
tak wielu kultur i religii.
Tadziu.
Zdjęcie, gdzie "efekty widać gołym okiem" znajduje się akurat na strychu, nie na zewnątrz :)
OdpowiedzUsuń