wtorek, 10 lipca 2012

9 lipca (poniedziałek) - Klajster z ryżu, chomiki w stanie błogosławionym i lody z marchewką


Dzisiejszy dzień zaczęliśmy jak zwykle Eucharystią jednak nie tak jak zazwyczaj w naszej kaplicy ale na Golgocie.



Pora wczesna, ponieważ udawaliśmy się do Bazyliki Grobu około godziny 6.45 jednak widok jak zwykle piękny.


  Pierwszy raz odkąd tutaj jesteśmy mieliśmy okazję widzieć cichą i spokojną Jerozolimę, dopiero budzącą się do życia i co dziwne jak na warunki tutaj panujące czyste uliczki.


Następnie w jak zwykle szampańskim nastroju udaliśmy się na śniadanie, 

gdzie dołączył do nas...
Candyman czyli adorator Kasi, który niestety został przez Kasię odrzucony, dlatego postanowił poszukać sobie innej wybranki serca.
Nie trzeba było długo czekać... już po kilku minutach Candy oczarował Olę, jak widać z wzajemnością :)


 Następnie każdy z nas z mniejszym lub większym zapałem udał się do pracy. Większość grupy udała się do ogrodu by tam kontynuować wspominane już dziabanie. 

 Aga z radością zakończyła porządkowanie apteczki,
ja z kolei udałam się porządkować pomieszczenie z chemią i kosmetykami i natknęłam się tam na stertę kapeluszy co bardzo ucieszyło zarówno męską jak i żeńską część naszej grupy.


 Dzisiaj swoje popisy kulinarne ukazywali nam Ola i Tadziu, oczywiście w towarzystwie Candymana, który nie odstępował Oli nawet na krok :)




 Podczas wspaniałego obiadu, toczyły się różne dyskusje nt. pokory i skromności, oraz co się dzieje gdy głaszczemy koty, oraz co robić jeśli dowiemy się, że chomik nie dość, że nie jest chomikiem a chomiczką to jeszcze jest... w stanie błogosławionym :)

 Lucky mimo, że zazwyczaj nie umie okazywać uczuć i emocji, dziś po obiedzie delikatnie się uśmiechał co widać na załączonym obrazku. Musicie wiedzieć, że s. Lidia przed swoim wyjazdem na wakacje (ubiegły czwartek) uświadomiła nas, że skoro teraz my przejmujemy stery w kuchni musimy pamiętać iż Lucky to nie byle kto i byle czego nie zje :)


Koniec dnia upłynął nam na wypisywaniu kartek,

gdzie najwięcej/najbardziej napracował się Łukasz. Wpisy do księgi przeznaczonej tylko dla biskupów zobowiązują :)
 no i na sam koniec lody z tartą marchewką. Są rzeczy za które zapłacisz kartą MasterCard i są rzeczy bezcenne tak jak mina Jarka :)

Pozdrawiam Iwonka

P.S. za oknem fajerwerki i muzyka -czyli kolejne muzułmańskie wesele.

2 komentarze: