Dziś rozpoczęliśmy nasz dzień jak
zwykle- Eucharystią. Po wczorajszych wojażach niektórzy z radością
przyjęli „normalny” dzień pracy. Tak, mam wrażenie, że po
weekendzie jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni.
No i właśnie. Nasza dzisiejsza praca.
Już przy śniadaniu dyskutowaliśmy o naszym kolejnym zadaniu. A
mianowicie posprzątaniu garażu. Tam właśnie przez lata remontów
gromadzone były wszelkie resztki z odwieczną myślą „To się
może kiedyś przydać” :)
Pracę zaplanowaliśmy na jakieś cztery dni. Panowie mówili, że będą pracować nawet w czasie siesty byle tylko skończyć przed wyjazdem części naszej grupy. Jednak los chciał inaczej...
Siostra Szczepana już wcześniej
próbowała uzgodnić z prowadzącymi pobliskie wysypisko śmieci
kwestię pozbycia się ich z garażu. Tutaj sprawa nie jest tak łatwa
jak w Polsce. Nie ma śmieciarki, która jeździłaby co drugi dzień,
a gdy kontener ze śmieciami się zapełnia po prostu się go
podpala. Nasze zdziwienie było przeogromne, gdy padło hasło:
„Samochód przyjechał. Trzeba ładować!!!” Oczywiście stało
się to gdy nasi wspaniali panowie pomagali nam wnosić biurka do
pokoju komputerowego, który znajduje się na strychu. Krzyknęli
„IDZIEMY!!! polecieli i tyle ich było widać:)
Jednakże my jesteśmy kobiety pracujące i żadnej pracy się nie boimy. Padło więc hasło „Kobiety do biurek!” I oto efekty:)
Jednak wróćmy do wątku głównego.
Jak to się stało, że sprawę udało się załatwić tak szybko???
Wyszło na jaw, że Pan Bóg bardzo nad nami czuwa i sprawił, że s.
Szczepana spotkała rzeczonych Arabów już w drodze na wysypisko,
kiedy oni już do nas jechali. Dzięki temu zaczęła się praca.
Każdy chwytał co mógł i ładował na przyczepę. Oto zdjęcia z
całej akcji.
I właśnie w ten sposób pracę, którą
przewidzieliśmy na kilka dni wykonaliśmy w jeden dzień. I
wynieśliśmy wszystko... albo prawie wszystko:)
Nie zapominajmy też o reszcie naszej
ekipy. Dziewczyny podłączyły komputery. A nawet wywierciły kilka
dziur. Niestety nie uwieczniliśmy tego na zdjęciach. Potem zabrały
się za akcję marchewki- zrobiły surówkę. Z kolei Łukasz z Tadziem stworzyli przepyszne ciasto.
Na obiad zaś było spaghetti. Trochę
problemów przysporzył makaron jednak poradziliśmy sobie z nim
śpiewająco:)
Tak. Ania naprawdę ma w ręku nożyczki :)
Na koniec dnia odwiedził nas brat
Jordan- franciszkanin posługujący w Ziemi Świętej. Opowiedział
nam o swojej misji w Republice Środkowej Afryki.
Jako że jutro czeka nas segregowanie milionów śrubek kończę już ten wpis. Dziękuję wszystkim Wam za modlitwę i wsparcie, które rzeczywiście czujemy.
W Panu
Aga
Hello!! Mam małe popielgrzymkowe zaległości w czytaniu Waszej kroniki, ale jak zobaczyłam pusty garaż na zdjęciach to pomyślałam: jadą po bandzie!! (Bo tylko Ci, którzy widzieli ten garaż na żywo wiedzą, że wszystko, co się w nim zajdowało stanowiło ciężki temat;-)
OdpowiedzUsuńMacie kilkadziesiąt kilometrów w moich w tym roku wyjątkowo obolałych stopach przejdzonych w Waszej intencji;). Cieszę się z Waszego dobrego czasu!!
Pozdrawiam!!:)
Na prawdę nie można wyjść z podziwu tego co i z jakim zapałem i entuzjazmem robicie. Na pewno jest w tym wszystkim palec BOŻY. pozdrawiam wszystkich. Dorota Cymerys
OdpowiedzUsuńNa prawdę nie można wyjść z podziwu tego co i z jakim zapałem i entuzjazmem robicie. Na pewno jest w tym wszystkim palec BOŻY. pozdrawiam wszystkich. Dorota Cymerys
OdpowiedzUsuń