Już od śniadania z każdego kąta słychać rozmowy, salwy śmiechu i (prawie) groźne pokrzykiwania sióstr, gdy zdarzy nam się użyć nie tych ściereczek do wycierania naczyń.
Pracę umila nam nieustający śpiew.
Były pierwsze sprzeczki.
A pierwsi ranni zostali profesjonalnie opatrzeni przez naszego misyjnego lekarza medycyny :)
Łukasz odkrył nawet nowy, po gotowaniu krokietów, talent - ściąganie haraczu :)
Agnieszka, po wielu godzinach sortowania leków, uporała się z pokojem 'medycznym'. Niektóre znaleziska trafiły nawet w nasze ciekawskie łapska.
Popołudnie, natomiast, zleciało nam na robieniu olbrzymich zakupów, sprzątaniu i planowaniu. Z radością oświadczam, że jutro po śniadaniu wyruszamy na podbój Galilei. Pierwszy tydzień pracy na Górze Oliwnej możemy więc uznać za zamknięty!
Ola
Miłego wyjazdu!
OdpowiedzUsuńMt 4,15 - wiem coś o tym:-)
OdpowiedzUsuńJestem tam z Wami...
z modlitwą m.t.