poniedziałek, 2 lipca 2012

1 lipca (niedziela) - Fujarka za dolarka!

Po jutrzni i śniadaniu wyruszyliśmy do miasta, aby złapać jakiś autobus, ponieważ mieliśmy konkretny plan na dobry początek naszego miesięcznego pobytu  - zwiedzanie Betlejem.



W Jerozolimie nie jest trudne znaleźć jakiś transport, aby gdziekolwiek dojechać. Jedynym istotnym problemem jednak zawsze jest ... cena. Po nie bardzo w sumie długich poszukiwaniach, przy kolejnym "dworcu autobusowym", zaczepił nas bardzo "sympatyczny" Arab ze swoim kolegą. Jak dla mnie, to wyglądał jak aktor jakiegoś filmu o gangach albo policjantach, szczególnie jak założył swe modne okulary przeciwsłoneczne. Cały obraz po chwili dopełnił samochód Nissan Jeep (o ile tak się to prawidłowo nazywa. Kumpel tego poważnego Pana natomiast taki sobie zwykły.



A więc wyruszyliśmy!Przejście graniczne do Betlejem - luzik! Bez problemów. No może tam trochę dłużej trzymano drugi samochód, ale to niby przez kierowcę, bo sprawdzano mu dokumenty. Ja natomiast myślę, że bardzo podejrzanie wyglądali pasażerowie tego samochodu: wśród 4 mężczyzn (licząc kierowcę), na tylnym siedzeniu pomiędzy chłopakami siedziała...Iwonka! Z naszej perspektywy pierwszego samochodu wyglądało to tak, jakby chciano ją uprowadzić!
Przybyliśmy na Pole Pasterzy, gdzie mieliśmy mszę. Śpiewając kolędy w pierwszym dniu lipca, poczuliśmy się taj, jak na prawdziwej polskiej Pasterce.Tylko choinek i bombek brakowało.
Po szybkim drugim śniadaniu (kanapki zrobione prze Iwonkę - dzięki!) i wysłuchaniu naukowo- rozwijającej informacji na temat pustyń kamiennych i po tym, jak dowiedzieliśmy się co to jest - Hammada.


 Podczas naszej nieobecności kierowcy stwierdzili, że nie chce im się czekać i że warto by wziąć od nas więcej.Jednak byliśmy uparci! Tak więc kierowca musiał ustąpić.Zatem pojechaliśmy do Herodium. Widoki ze wzgórza są niesamowite! Gdzie się nie spojrzy - wzgórza, pustynia, białe domy Palestyńczyków,
Następnym punktem , chyba w Betlejem najważniejszym., była Świątynia Narodzenia Pańskiego. Jednak przed zwiedzaniem tej Świątyni odwiedziliśmy Rony-ego. Wspaniały gość! Już całkiem dobrze mówi po polsku; zna się na polskiej muzyce (np. Eleni) i ma polskie flagi.W swoim sklepiku, który znajduje się tuż-tuż przy Świątyni, zaprosił nas najpierw na pyszną kawę, następnie obdarzył pamiątkami , a później przyjął do zamówienie na bardzo dobrej jakości z drzewa oliwnego i do tego jeszcze "Fujarka za dolarka dla Polska!"

Dzięki Rony-mu nie musieliśmy długo stać w kolejce przez 1,5 godziny,lecz weszliśmy z tyłu zdjęcia. Znana wszystkim    14-ramienna gwiazda, duszna atmosfera, prawie prawie całą wypełniona turystami. To tu przyszedł na świat Zbawiciel."Tu stali pasterze, a tu stał żłóbek ", tłumaczył przewodnik swojej grupie.Zamieszanie, hałas, zdjęcia z gwiazdą, kolędy.
Każdy zapewne miał inne przeżycia. uczucia. Mieliśmy czas, aby się zastanowić i coś dla siebie wynieść z tego niezwykłego spotkania z historią Zbawienia, z jej początkiem...



 Godzina 15:10, a my już wracamy z powrotem. Jeszcze tylko 7 km i będziemy na miejscu. Została tylko granica i kontrola paszportowa. I właśnie tu wszyscy przeżyliśmy trochę stresu,a nawet jakiegoś strachu. Zarządano bowiem od nas kontroli samochodów. Straż graniczna, z automatami na ramieniu. Jeszcze jeden wrzucał do samochodu coś dziwnego, co miało miało na celu udowodnić lub nie, czy ten samochód przewoził broń lub narkotyki. Jednak Boża Opatrzność czuwa nad nami!Bo szczęśliwie wróciliśmy do domu Sióstr.


















Po kolacji wybraliśmy się do kolejnego ważnego miejsca chrześcijaństwa -  Bazylika Pańskiego Grobu. Szliśmy uliczkami miasta i to w porze wieczorowej. Jest to takie przyjemne i na prawdę fascynujące, szczególnie biorąc pod uwagę to, że pędziliśmy prawie na pełnych obrotach. Czas spędzony w Bazylice, niech nawet na szybcika, był taki inny. Nie da się tego określić słowami.Zafascynowani chodziliśmy po zakątkach tej Bazyliki. I oczywiście musimy się wyróżnić.
Stojąc na krótkiej modlitwie przy Grobie Pańskim (znajdującym się w dość małym pomieszczeniu), w dość małym pomieszczeniu) wszedł jakiś "dozorca" świątyni, kapłan i powiedział, abyśmy "Candles
off! Candles off!", co Tadziu i zrobił. Po chwili ten sam "dozorca" wrócił i zobaczywszy, że wszystkie świece są zgaszone aż się za głowę chwycił.I o co mu chodziło? :)







 A po powrocie z Bazyliki zjedliśmy pyszną kolacyjkę owocową! W trakcie tej uczty  w wielkim stresie i napięciu szukaliśmy programu z meczem  Euro-2012   No mówiłam, że wygrają Hiszpanie: 4-0!!!!

Tak więc minął dzisiejszy dzień. Bardzo intensywny i owocny. Wrażenia zostały, Hiszpanie górą, a ja idę spać! Dobranoc!!!                                
                                                                                                                                                      Jana Ł.

2 komentarze:

  1. Dłuuugo trzeba było czekać na tą relację :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisanie relacji to chyba najgorszy obowiązek uczestników "Jerozolimy" i wszystkich innych projektów:P. Wiadomo, że jeśli chodzili cały dzień po Betlejem, to nikt nie miał siły na to, żeby potem klecić tekst. Jana - za tak obfitą relację i tak powinna dostać nagrodę:P. Ja pozdrawiam. A kronikę przestanę czytać jak wreszcie wyjdę na Jasną Górę:P. Ale wtedy przejdę kilka(dziesiąt) kilometrów w Waszej intencji;-).

    OdpowiedzUsuń