poniedziałek, 9 lipca 2012

7 lipca (sobota) - Laczki- Pływaczki a wieczorem Barka







 Drugi dzień naszego pielgrzymowania rozpoczęliśmy od pysznego śniadania na Górze Tabor. Cała grupa mniej (część męska) lub bardziej (dziewczęta) wyspana wyruszyła punktualnie o dziewiątej zero zero w stronę Tabghi... no dobrze, przyznaje, że dziewczyny spóźniły się parę sekund :) 



 Pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy to kościół Prymatu. Tam właśnie Jezus trzykrotnie zapytał Piotra: "Czy miłujesz mnie?" I to tam Piotr otrzymał misję przewodzenia Kościołowi. Jakże piękne jest to, że wszystko to działo się przy śniadaniu, które Mistrz przygotował dla Apostołów 
(por. J 21)







Tam także celebrowaliśmy Eucharystię. 


































Następnie udaliśmy się w kolejne ważne miejsce- do Kościoła Rozmnożenia Chleba. I teraz prywata :) ale naprawdę chcę się z Wami podzielić moim niesamowitym doświadczeniem. Cała historia zaczęła się w dniu naszego przyjazdu. Oczywiście musiałam opublikować to na Facebooku. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy dzień później dostałam wiadomość od Bernadette mojej przyjaciółki, którą poznałam dwa lata temu w Taize. Okazało się, że jest Ona na wolontariacie w szpitalu w Jerozolimie. Przez kilka dni myślałam jak zorganizować spotkanie, nie wierzyłam jednak, że to się uda. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy zobaczyłam ją w kościele Rozmnożenia Chleba ok, 200 km. od Jerozolimy. Pan Bóg jest wielki a świat bardzo mały. 



Kolejnym "punktem programu" było Kafarnaum. W spiekocie południa podziwialiśmy ruiny synagogi oraz domu Piotra- pierwszego kościoła Chrześcijańskiego. 










Iwona oraz Jana ku zgrozie Jarka zaprzyjaźniły się z pewnym kotem... Jarek dodaje: " On był dziki i niebezpieczny". Ale patrzcie jaki słodziak :)












Dodaj napis
Później nasze kroki a właściwie auta skierowaliśmy  na Górę Błogosławieństw. Po chwili refleksji i modlitwy w kościele udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i urządziliśmy sobie piknik.   Ukoronowaniem posiłku była pyszna mrożona kawa:)








Łukasz oraz Tadziu postanowili zbratać się z miejscową ludnością. 



Stamtąd udaliśmy się do Domus Galileae. Jest to seminarium Neokatechumenatu. Pomimo kosmicznej architektury kaplica zachwyca swoją prostotą. W centrum znajduje się ikona przedstawiająca Sąd Ostateczny. Jej bogata symbolika powoduje, że możnaby ją kontemplować godzinami. 
















Oczywiście przy wyjściu musieliśmy zaliczyć kolejną wtopę. Mianowicie wielce szanowny kleryk Łukasz chciał uwiecznić naszą wizytę w seminarium. Już chwytał za pióro i otwierał księgę pamiątkową, gdy pani z recepcji podbiegła i krzyknęła "To tylko dla biskupów !". Nasze miny - bezcenne. 






Teraz nastąpiła mniej oficjalna część programu - kąpiel w Jeziorze Galilejskim. Jako, że było ponad 40 stopni wszyscy z radością udaliśmy się na plażę o szumnej nazwie "Hawai". Nikt nie zważał na zdziwone spojrzenia lokalnej społeczności, ani na szarobury kolor wody. Najważniejsza była ochłoda. Zdziwienie Arabów sięgnęło zenitu, gdy zamiast piłki zaczęliśmy rzucać do siebie laczkiem. Rzucony laczek unosił się na wodzie stąd tytuł wpisu na blogu. 







Jednak ukoronowaniem dnia była wieczorna procesja maryjna w Nazarecie. Niesamowitą jedność między katolikami z różnych krajów aż czuło się w powietrzu. Gdy po różańcu poprosiliśmy Hiszpanów o zrobienie zdjęcia, stała się rzecz niesamowita. Po tym jak dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski, zaczęli śpiewać "Barkę". 



Agnieszka (Gunia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz